Monika i Józek góry kochają jeszcze bardziej niż ja i widać to na każdym kroku w ich każdym uśmiechu czy geście. W góry co roku przyjeżdżałem w czasach szkolnych. Setki przebiegniętych tu kilometrów sprawiły, że pokochałem je z ogromnym respektem miłością jednak szaloną, która kusi i korci za każdym razem kiedy przyjeżdżam do Zakopanego w którym usiedzieć spokojnie nie potrafię… Z Moniką i Józkiem (cholernie ciepło Was pozdrawiam!), którzy na co dzień mieszkają w Holandii pierwszy raz spotkałem się dzień przed ich ślubem w Karczmie Szymoszkowej gdzie miało odbyć się ich przyjęcie weselne. Sobota okazuję się najgorętszym dniem roku, niedziela początkowo zaplanowana jako plenerowa, zmienia się w rowerowe 50km po okolicach Doliny Chochołowskiej ze względu na dość obfite przedpołudniowe opady deszczu. Na nic nowo nabyta angina (była później ze mną jedyne 10 dni, sobotnie napoje z lodem były i tak pycha 😉 ) Góry atakujemy w poniedziałek. Rankiem chwilę po 8:00 ruszamy do Palenicy Białczańskiej po czym z samochodu przesiadamy się do bryczki (mamy kilkanaście kilogramów sprzętu na sobie), która wiezie nas w okolice zajazdu skąd już tylko kilkanaście minut marszu do Schroniska nad Morskim Okiem. Więcej pisać nie będę bo w sumie to zbędne. Na pełnym ekranie w HD obejrzyjcie sobie zapowiedź dłuższego filmu (ave Skibek!), który powstał tego pamiętnego dnia. Zdjęcia za jakiś czas.
Widok na Schronisko nad Morskim Okiem z którego przyszliśmy 😀 . Szlak (jeśli te głazy można tak nazwać) na Szpiglasową Przełęcz (o ile dobrze pamiętam ok 1850m.n.p.m-być może Skibek w komentarzach mnie poprawi) to tu kończymy naszą sesję. Do schroniska docieramy ok godz 18:00. Padnięci ale szczęśliwi.
W dole Czarny Staw. Mało czarny ale był!
Wam też się podobało?! Wesprzyjcie mnie i moją pracę udostępniając stronę dalej i polubcie ją na Facebooku . Dzięki!