Moje fascynacje „alternatywną” muzyką elektroniczną zaczęły się gdzieś w okolicach pierwszych festiwali tej muzyki w Płocku +/- 10 lat temu. Festiwal Muzyki Elektronicznej i Wizualizacji, FeMEV, Astigmatic, Audioriver, przez wszystkie te lata kilka różnych nazw w tym samym wyjątkowym miejscu na płockiej plaży u stóp magicznego Wzgórza Tumskiego poszerzyło muzyczne horyzonty również i w mojej głowie. Pomimo, że praktycznie zawsze mieszkałem dość blisko płockiej plaży pierwsze festiwalowe lata spędzałem praktycznie tylko i wyłącznie na niej, pod namiotem-będąc turystą we własnym mieście. Z biegiem czasu coraz większy nawał pracy i innych obowiązków sprawił, że o biwakowaniu „za płotem” (o ile dobrze pamiętam plaża nie była jeszcze chyba ogrodzona) musiałem na pewien czas zapomnieć. I chociaż póki co nie udało mi się wrócić do tradycji, którą do dziś wspominamy ze znajomymi z delikatnie mówiąc-ogromnym entuzjazmem to mam nadzieję, że ten czas jeszcze powróci, i cieszę się każdą godziną którą mogę w tym czasie spędzić na piasku Reggaeland i Audioriver…
Tak się jakoś fajnie złożyło, że od kilku już ładnych lat mam przyjemność oglądać wszystkie te festiwale i większe koncerty od drugiej strony, tej niedostępnej dla większości widzów. Fotografując bardzo dużo obserwuję, często w ciągu krótkiego czasu muszę/chcę być w wielu bardzo różnych miejscach uczestnicząc niejednokrotnie w epicentrum wydarzeń, dzięki czemu dostrzegam rzeczy najczęściej niewidoczne dla większości z obecnych tam osób. Te fajne i te mniej. Te o których warto napisać, pokazać i te które nie są warte uwagi dłuższej niż chwilę ale nie zawsze…
W tegorocznej „audio-rzece” bardzo podobał mi się sam klimat festiwalu. I chociaż nie miałem zbyt wiele czasu na przyglądanie się jego dziennemu obliczu to tylko to co widziałem zrobiło na mnie jeszcze większe niż zwykle wrażenie. Ludzie. Tłumy. Tłumy uśmiechniętych ludzi zachwycających się wyjątkowym klimatem miejsca w którym są. Tętniący życiem 24h na dobę rodzinny Płock, z którego kawiarni, pizzerii, pubów i sklepów wylewają się tłumy kulturalnych roześmianych ludzi. Bezcenne. Wydaje mi się, że dzięki podwyższonej cenie biletów, (która biorąc pod uwagę lineup jest tak naprawdę i tak niska) organizatorom udało się wyeliminować z imprezy przypadkowe osoby, dzięki czemu jest bezpieczniej co zostało już zauważone przez samych uczestników festiwalu i cieszy tak naprawdę również i mnie-bardzo.
Tegoroczny Festiwal Świata Niezależnego zgromadził nad brzegiem płockiej Wisły i Zalewem Sobótka (kto pamięta Kanałek?!) blisko 16 000 wyjątkowych, niepowtarzalnych osób. 6 scen, 70 artystów wśród których m.in błyszczeli Nicolas Jaar, projekt ATOL, Modeselektor, Black Sun Empire, Deadbeat, Royksopp, Ricardo Villalobos (który niestety mnie osobiście najbardziej zawiódł…) Carl Craig, Danger, Anja Schneider, Enter Shikari, Tommy Four Seven…
Byłem na wszystkich największych koncertach widziałem wszystko co zaplanowałem (tak naprawdę to dużo więcej…) chociaż momentami nie było to łatwe i gdybym mógł cofnąć trochę czas niektóre z nich darowałbym sobie na rzecz innych, które po prostu zmiotły mnie z nóg.
Zdecydowanie największe wrażenie zrobił na mnie koncert reprezentanta francuskiego Electro-Danger. Absolutnie niepowtarzalny Live Act w wykonaniu człowieka w masce z wyjątkową stylizacją, perfekcyjnie zgranymi światłami, wizualizacją i dużą ilością dymu serwowanymi…z powierzchni fortepianu!
Przed Wami fotorelacja z występu artysty inspirowanego odjechanymi fascynacjami gier komputerowych. Wyłączamy światło, zakładamy słuchawki, podkręcamy głośniki, wciskamy play na poniższym klipie i przechodzimy ciut niżej do oglądania zdjęć 😀
+ jeden mały [zrzut] czyli filmik nagrany moją lampą błyskową 😉 (której w ogóle nie targam na koncerty) o wartości raczej sentymentalnej dla osób w show uczestniczących
Ciut więcej fotografii w galerii:
Jeśli chcielibyście zobaczyć tu więcej zdjęć z Audioriver nie zapomnijcie udostępnić powyższego wpisu, polubić go, skomentować, wytatuować sobie na klacie czy co tam jeszcze fajniejszego sobie wymyślicie-tylko w ten sposób moja praca może dotrzeć do większej ilości osób czyli jednym słowem a właściwie dwoma-mieć sens. Dzięki i do zobaczenia na kolejnych jeszcze lepszych odsłonach gdzieś tam-kiedyś tam-czegoś tam…
Arek 🙂
