Lipiec 2010. Ustronie Morskie. I nasza mała sesja „self made” plenerowo ślubna (jedyna 3 lata po) w stylu Trash The Dress czyli mokro-mało-czystym 😀 . Nasze plany plenerowe błyskawicznie niweczy zepsuty samochód odmawiający w najbardziej odpowiedniej chwili posłuszeństwa, panna młoda w sukni ślubnej za kółkiem zielonego bolidu pchanego przez odstrojonego młodzieńca na uśpionym jeszcze kempingu-widok zapewne bezcenny. „O królewna!” zdążą jeszcze powiedzieć pierwsze obudzone dzieci wytykające głowy ze swoich sypialni. Z godzinnym opóźnieniem w minorowych nastrojach, obładowani sprzętem pieszo ruszamy w „najbliższe nam miejsce” (czytaj: pierwsze pod ręką) dopełnić powinności. Słońce zdążyło już wstać, na plaży pojawiają się pierwsze poranne skowronki, no cóż dziś wyjeżdżamy do domu-nie ma odwrotu trzeba działać…
Woda w Ustroniu Morskim była wyjątkowo czysta, przezroczysta-nie wiem czy kiedykolwiek wcześniej widziałem podobną nad polskim morzem co na myśl sesji cieszyło mnie bardzo. Niestety sztorm towarzyszący ogromnej burzy, która nawiedziła wybrzeże dzień wcześniej (niezapomniane wrażenia z namiotu w leśnym kempingu) postarał się o największy możliwy w niej bałagan. Szalejąca słona morska woda, drobny wszechobecny piasek i niekończące się powtórzenia ujęć, w połączeniu ze skrzypiącym od piachu statywem i działającym czasami pilotem do wyzwalania migawki były świetnym dopełnieniem tej niezapomnianej całości.
Patrząc dziś na to wszystko z perspektywy czasu muszę przyznać, że był to pomysł szalony i choć lubię takie najbardziej nie sądziłem, że będzie aż tak wymagający. Zdjęcia z tego typu sesji będą niewątpliwie wspaniałą pamiątką, jedynym w swoim rodzaju wspomnieniem, które na zawsze już pozostanie w czeluściach Waszego albumu. Nad morzem czy też w górach? O tym gdzie pojedziemy zdecydujcie już sami 🙂
Jeśli chcesz być na bieżąco informowany o najnowszych zdjęciach jeszcze przed publikacją ich na stronie zapraszam do polubienia mojej strony na Facebooku.