W polowaniach na wschody słońca fajna jest już sama akcja z „adrenaliną” towarzyszącą wyprawie i to, że nigdy nie wiadomo czy uda Ci się coś w ogóle zrobić.
Dzwoni zegarek. Jak to już?! Minęły 3h? Eeee nie ma sensuu. Ciemno jakoś. Chmur dużo. Będzie padać. Na bank. 100%. Na pewno będzie lipa…
No dobra. Spróbuję. Wstajesz o tej 3 nad ranem, pomimo lata (no i co z tego, że dopiero wczoraj się zaczęło…) ubierasz się jak eskimos. Jedziesz. Idziesz. Ciągle ciemno i pizga dookoła. Nawet mewy jeszcze śpią. Idziesz i znowu idziesz i idziesz i jesteś. Dobrze, że szumi bo nie wiadomo czy byś trafił. Ciemno prawie jak w piwnicy ale coś tam na horyzoncie się niby dzieje. Chyba. Będzie? Nie będzie? Będzie? Nie będzie? Długo jeszcze?! Wujek Google mówił, że za jakieś 20 (cholernie wietrznych) minut coś niby powinno się dziać. Przynajmniej w teorii bo póki co to średnio jakoś. Czekasz. Przekładasz. Może 85mm? Może 300? Nieee, zapnę jednak 35mm. Zmieniłeś jakieś 6 razy. Wynudziłeś się trochę a może nawet i bardziej jak trochę. Nadal czekasz i czekasz. I znowu czekasz i jest… można zrobić selfie ^_^
Korzystając z dobrodziejstw mobilnego WordPressa pozdrawiam z plaży w Ustce 😀 Jutro pozdrosy z Zakopanego w środę/czwartek z Płocka a w niedzielę ponownie z Tatr. Kontakt mocno utrudniony.
Trzymajcie kciuki za migawki. Ahoj!