Ciężko pracowałem na to żeby być tu gdzie jestem. Chociaż wcale nie uważam żebym był nie wiadomo gdzie 😉 . Zacząłem mniej więcej jakieś 12 lat temu kiedy wyjechałem do Londynu-wozić taczki z gliną cięższą ode mnie i myć gary z którymi zapieprzałem pod schodach restauracji w której pracowałem parter-piętro-bo windy nie było. To była niesamowita szkoła życia, której nie wstydzę się i uważam, że zawdzięczam wiele. Wydaje mi się, że przez całe moje życie nie nauczyłem się tyle co przez ten rok w Anglii. Być może zbiegło się to w czasie z wiekiem w jakim byłem ale mam wrażenie, że przez ten czas otworzyły mi się niesamowicie szeroko klapki na oczach. Dorosłem do dążenia do celu, tolerancji, cieszenia się życiem i wiary w marzenia, które da się spełniać nawet w kuchni pełnej szczurów. Po roku w Londynie były jeszcze 2 w Irlandii ale to była sielanka w porównaniu z fizyczną harówką w Londynie, chociaż można powiedzieć, że też pracowałem fizycznie.
Z Irlandii wyjechałem pomimo niesamowitej propozycji awansu. Przyjmując stanowisko, które mi proponowano prawdopodobnie tak jak mojego menadżera stać by mnie było na Porsche… Zwyciężyła chęć spełniania marzeń a przede wszystkim tęsknota za domem, za rodziną, przyjaciółmi. Za miejscem w którym czułem się, że jest moje pomimo wad i trudu dnia codziennego. I chociaż mija kolejny rok kiedy jestem w PL nie żałowałem nawet minuty.
Był 2004r. Zdążyłem skończyć szkołę i na farcie dostać bardzo dobrze płatną jak na polskie warunki pracę (dzięki Kowal!). Ciekawość świata i chęć zmierzenia się z samym sobą zwyciężyła. Wspólnie z najlepszym kumplem, (który zdecydował się na wyjazd w ostatniej chwili) wsiedliśmy do autobusu i niemal w ciemno ruszyliśmy na podbój wielkiego świata. Mieliśmy niewiele kasy i trochę papierosów (no może jakieś 10 razy tyle aniżeli można było mieć…) dzięki, którym mogliśmy jej mieć na miejscu trochę więcej. Miałem jedynie numer do osoby, która „prawdopodobnie” będzie nas mogła przenocować i dużo wiary, że się uda. Nie jestem pewien ale chyba go nawet nie sprawdziłem czy jest poprawny i czy działa. Na szczęście na miejscu okazał się działać.
Pamiętam jak dziś kiedy jakoś w środku nocy siedziałem na kanapie pijąc zimną Coronę i myślałem „jeszcze tu wrócę ale w innej roli…”. Już wtedy kochałem fotografować. Udało się!
I chociaż nie był to pierwszy raz kiedy wróciłem do Londynu na zdjęcia to był to pierwszy raz kiedy poleciałem ponieważ ktoś tego bardzo chciał. Był początek czerwca 2016r. Spełniło się moje marzenie. Kingo, Tomaszu-dziękuję!
Po więcej zdjęć z tej sesji zaproszę Was wszystkich niebawem na Sesja Ślubna Za Granicą gdzie jak sama chyba nazwa wskazuje będę publikował zagraniczne sesje ślubne 😉
PS Uwierz w siebie! I dąż do celu chociaż może nie być łatwo.